01 cze Bitwa pod Lemanem w 1920 r. – Jacek Karol Stachelski
Leman 1920
Jak to było naprawdę?
Co na ten temat wiemy?
[…] Zazwyczaj tyle, że grób pomordowanych pod Lemanem znajduje się na kolneńskim starym cmentarzu i jest miejscem odbywania uroczystości państwowych. Osoby lepiej zorientowane wiedzą jeszcze, że sprawcami był oddział kozaków dońskich pod wodzą Gaj-chana, a ofiary rozsiekane szablami pochodziły z okolic Białegostoku i Wołkowyska. I że to była jakaś dziwna, odosobniona potyczka, bo przecież ruskie wojsko od czasu jak dostało łupnia pod Warszawą to już nie istniało. A tak poza tym, to polegli nie mieli nazwisk, bo mamy przecież grób nieznanego żołnierza.
Jeśli ktoś zauważył, że ironizuję, to ma pełną rację. Ale – i to dopiero jest ironia! – rację mają również ci, którzy wierzą w powyższy przebieg wypadków. Bo jak to zazwyczaj w historii bywa, diabeł tkwi w szczegółach.
Oprawcy
Kozaków dońskich tu nie było, a Gaj-chan to wymysł polskiej propagandy. Ale trzeba przyznać, że bardzo chwytliwy. Dowódca sowieckiego III Korpusu Kawalerii, Gaja Gaj Bżiszkjan, był Ormianinem i ambicji tatarskiego chana na pewno nie posiadał, zaś jego lekka kawaleria to byli kozacy kubańscy (od Kubania w dolnym biegu Wołgi), a nie dońscy. Jaka to różnica? Taka, że byli to Rosjanie a nie Ukraińcy.
Gaj jako dowódca wojskowy wykazał się niesłychanym talentem taktycznym i organizacyjnym i po wojnie dostąpił licznych zaszczytów. Największym jego wyczynem było właśnie sformowanie III Korpusu Kawalerii, rekrutującego się głównie z niesubordynowanych szumowin społecznych. W jego rękach stali się oni doborowymi oddziałami Armii Czerwonej! Nie wahali się nawet zdobywać z marszu twierdz w Grodnie i Osowcu. Jednak bandyckie instynkty pozostały i w momentach poważnych zagrożeń znajdowały swe ujście.
W kulminacyjnym momencie Bitwy Warszawskiej III KK walczył daleko na zachodzie, na ulicach Płocka. Wycofywał się sprawnie i bez chaosu, ale często po starciach z Wojskiem Polskim dokonywał zbrodni. Sam Gaj przyznawał się później do zarąbania przez jego oddział 500 jeńców. Nawet gen. Sikorski wydał rozkaz stosowania represji wobec kozaków kubańskich w odwecie za mordowanie żołnierzy i cywili. Zanim doszło do tragedii w Lemanie, III KK dokonał już podobnych czynów pod Szydłowem i Chorzelami.
Ofiary
Polegli żołnierze pochodzili z Pułku Strzelców Kowieńskich, który na czas operacji warszawskiej podporządkowany został 15 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty. Kowno już w momencie powstawania II Rzeczypospolitej do niej nie należało – faktycznie było stolicą Litwy. Jednak pułki „litewskie” w Wojsku Polskim nie były niczym nienormalnym, bo wiele osób czuło się Polakami a pochodziło z Litwy. W rzeczywistości powstawały w Osowcu, Zambrowie i Białymstoku, w niewielkim oddaleniu od ziem, których nazwę nosiły.
Dowództwo 15 Dywizji chętnie wysługiwało się Kowieńczykami, rzucając ich do najniebezpieczniejszych zadań: zdobywali Łomżę i Stawiski, dostali też do obsadzenia wysunięte nad granicę Wincentę i Leman. We wcześniejszych walkach wykrwawili się na tyle, że zdatny do boju pozostał tylko jeden batalion. Teoretycznie zatem wchodzili w skład 59 Pułku Piechoty Wielkopolskiej i to on był głównym beneficjantem ich sukcesów.
Potyczka
24 sierpnia 1920 r. o godz. 14 jeden półbatalion Strzelców Kowieńskich pod dowództwem por. Obuchowicza wyruszył na Wincentę, zaś drugi z mjr. Żabą na czele udał się do Lemana. Pod Wincentą wywiązała się poważniejsza potyczka, na skutek której wyparto sowietów na terytorium Niemiec, lecz stracono dużo czasu i oddział Obuchowicza po zbłądzeniu na leśnych ścieżkach zamiast połączyć się w Lemanie z resztą batalionu wrócił na noc do Wincenty. Rankiem następnego dnia pod Lemanem pojawiły się pierwsze oddziały radzieckiej kawalerii.
Major Zygmunt Żaba mimo posiadania zaledwie połowy zakładanych sił rozpoczął działania obronne. Strzelanina wywiązała się około godziny 9. Pierwsze natarcie spieszonej kawalerii nie przyniosło sukcesu, jednak mjr Żaba widząc, że nieprzyjaciel okrąża go, wydał rozkaz odwrotu. W Lemanie pozostał jedynie pluton osłonowy liczący 55 żołnierzy. Oddział ten. jak Spartanie pod Termopilami, pozwolił reszcie batalionu na odejście bez strat, sam jednak po nieudanej próbie przebicia się z okrążenia został przez kozaków wyrżnięty. Zacytuję słowa Gaja: XV Dywizja Kawalerii rozpaczliwie rzuciła się do szarży i wycięła w pień tych 400 piechurów polskich. Jeńców już nie brano.
Co działo się później nie jest już tak jasne. Na pewno jednak 59 pp dostał rozkaz nocnego ataku na Leman, który zwieńczony został sukcesem. Zdobyto 4 działa i 30 karabinów maszynowych, jednocześnie jednak wyparci za granicę Sowieci rozpoczęli ostrzał z terytorium Prus, w wyniku którego po stronie polskiej padło kilkudziesięciu zabitych i rannych, w tym dwóch dowódców kompanii. O świcie 26 sierpnia przy pomocy 62 pp zlikwidowano resztki wrogich wojsk na polskim terytorium, zaś Niemcy wreszcie rozbroili kozaków w Prusach. Bitwa dobiegała końca.
Bitwa się skończyła, kozaków wyparto na terytorium Prus, a na placu boju pozostały zwłoki 45 żołnierzy, głównie z Kowieńskiego Pułku Strzelców. Rannych też było wielu. Ofiary to w wojnie rzecz normalna, a strata pół setki ludzi w zamian za wyeliminowanie całego korpusu wrogich wojsk jest niewielka – i tak to oceniało dowództwo. Przez najbliższe dni w ogóle nie zastanawiano się nad tym, czy byli to polegli w walce, czy też ofiary zbrodni wojennej, przynajmniej na poziomie armii.
Kiedy jednak okazało się, że zagrożenie minęło, a stacjonująca w Kolnie 15 Wielkopolska Dywizja Piechoty jedynie oczyszczała okoliczne lasy z maruderów i niedobitków, sięgnięto po trupy żołnierzy w celach propagandowych. Uroczyście przewieziono zwłoki z Lemana do Kolna i złożono na miejscowych cmentarzach; większość na parafialnym, ale dwie osoby wyznania mojżeszowego powędrowały na kirkut. Oprawa godna była największych bohaterów, którymi niewątpliwie żołnierze owi byli, uczestniczyli w tym również dziennikarze. Znane powszechnie zdjęcie z kolneńskiego cmentarza przedstawia zwłoki niemiłosiernie stłoczone – na powiększeniach widać, że to nie przypadek. Większość bowiem żołnierzy zginęła od kuli, lecz ci, którym dane było zginąć od bagnetu czy szabli, powędrowali na pierwszy plan. Tworzyło to wrażenie, że rozsiekano wszystkich. A może rzeczywiście bolszewicy znęcali się nawet nad zwłokami?
W każdym bądź razie mimo, że ofiar spod Lemana nie było dużo, stały się one słynne. „Kurier Ilustrowany” zamieścił owo zdjęcie wraz z powiększeniem fragmentu, na którym wyraźnie widać odciętą głowę oraz zmasakrowaną kilkukrotnymi cięciami twarz. Całość obdarzono wymownym tytułem odnoszącym się do kultury bolszewików i notatką mówiącą, że wszyscy ci żołnierze wraz z pięcioma cywilami zostali wzięci do niewoli, następnie rozebrani i rozsiekani szablami. Ten scenariusz miał rzeczywiście miejsce pod Chorzelami, ale stamtąd gazety nie miały zdjęć, więc „dokoloryzowano” zdarzenia pod Lemanem. Władze wszelkiego rodzaju, mając oparcie w artykułach prasowych, interesowały się poległymi Kowieńczykami, zapominając o innych żołnierzach poległych przy wyzwalaniu Kolna i okolic. W związku z tym, tylko oni doczekali się w krótkim czasie okazałego, jak na ówczesne możliwości, pomnika. Lokalizacji grobów pozostałych żołnierzy dziś możemy się jedynie domyślać.
Zacieranie śladów
Czczenie jednych, a zapominanie o pozostałych poległych trwało do końca istnienia niepodległej Rzeczypospolitej. Po ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej we wrześniu 1939 r. sytuacja uległa radykalnej zmianie – teraz już o ofiarach w ogóle nie można było mówić, teraz czczono rzeczywistych morderców. Prawdopodobnie pomnik na starym cmentarzu został w jakiś sposób uszkodzony lub przesłonięty. Niestety nic dokładnego w tej kwestii nie udało mi się ustalić. Kłamstwo w żywe oczy sprzyjało jednak kształtowaniu się nowego oblicza legendy – w domach po cichu mówiono dzieciom, jak bolszewicy katowali jeńców, ale o poległych wraz z nimi Żydach zapominano. A przecież byli żołnierzami tego samego batalionu…
Po tzw. „wyzwoleniu” i umocnieniu się „władzy ludowej” w grę weszło chyba najperfidniejsze zakłamanie. Pomnik ofiar spod Lemana zasłonięto płytą głoszącą, że jest to Grób Nieznanego Żołnierza! W ten sposób cześć okazywaną dawnym obrońcom Ojczyzny skierowano w próżnię. No bo tak jak ten żołnierz miał być nieznany, tak samo nieznane miały być osoby, które zadały mu śmierć.
Powtarzanie sloganów o nieznanych obrońcach niewiadomo dlaczego przez dziesięciolecia niestety odniosło spodziewany skutek. Dziś, mimo przywrócenia oryginalnego brzmienia napisu na płycie pomnika, nikt właściwie nie wie, kim są ci polegli… .
Obłędem zaś jest już to, że nawet naukowcy piszący o wojnie 1920 roku na naszych terenach sami nie wiedza o czym piszą. Najczęściej bowiem podaje się, że pod Lemanem kozacy wycięli batalion piechoty z polskiej Brygady Syberyjskiej, która w rzeczywistości nadeszła tu dwa dni po masakrze.
Jacek Karol Stachelski, Miesięcznik Kolneński, nr 18
Zdjęcie wykonane zostało najprawdopodobniej na terenie Cmentarza Parafialnego w Kolnie (tzw. Stary Cmentarz). Przedstawia ono chwilę pogrzebu – zwłoki żołnierzy poległych w bitwie pod Lemanem w sierpniu 1920 r. w otoczeniu żołnierzy i lokalnej ludności.
Kolno. Pomnik zamordowanych pod Lemanem w 1920 r.
źródło: http://kolnoteka.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=76:nr-cazk-00022-zdjcie-z-pogrzebu-onierzy-polegych-w-bitwie-pod-lemanem-1920-r&catid=26:zdjcia-osob&Itemid=27
No Comments