Bitwa pod Lemanem w 1920 r. – Jacek Karol Stachelski

Bitwa pod Lemanem w 1920 r. – Jacek Karol Stachelski

Leman 1920

Jak to było naprawdę?

Co na ten temat wiemy?

[…] Zazwyczaj tyle, że grób pomordowanych pod Lemanem znajduje się na kolneńskim starym cmentarzu i jest miejscem odbywania uroczystości państwowych. Osoby lepiej zorientowane wiedzą jeszcze, że sprawcami był oddział kozaków dońskich pod wodzą Gaj-chana, a ofiary rozsiekane szablami po­chodziły z okolic Białegostoku i Wołkowyska. I że to była jakaś dziwna, odosobniona potyczka, bo przecież ruskie wojsko od cza­su jak dostało łupnia pod Warszawą to już nie istniało. A tak poza tym, to polegli nie mieli nazwisk, bo mamy przecież grób nie­znanego żołnierza.

Jeśli ktoś zauważył, że ironizuję, to ma peł­ną rację. Ale – i to dopiero jest ironia! – rację mają również ci, którzy wierzą w powyższy przebieg wypadków. Bo jak to zazwyczaj w historii bywa, diabeł tkwi w szczegółach.

Oprawcy

Kozaków dońskich tu nie było, a Gaj-chan to wymysł polskiej propagandy. Ale trzeba przyznać, że bardzo chwytliwy. Dowódca sowieckiego III Korpusu Kawalerii, Gaja Gaj Bżiszkjan, był Ormianinem i ambicji tatarskie­go chana na pewno nie posiadał, zaś jego lekka kawaleria to byli kozacy kubańscy (od Kubania w dolnym biegu Wołgi), a nie dońscy. Jaka to różnica? Taka, że byli to Rosja­nie a nie Ukraińcy.

Gaj jako dowódca wojskowy wykazał się niesłychanym talentem taktycznym i organi­zacyjnym i po wojnie dostąpił licznych za­szczytów. Największym jego wyczynem było właśnie sformowanie III Korpusu Kawalerii, rekrutującego się głównie z niesubordynowanych szumowin społecznych. W jego rę­kach stali się oni doborowymi oddziałami Armii Czerwonej! Nie wahali się nawet zdo­bywać z marszu twierdz w Grodnie i Osowcu. Jednak bandyckie instynkty pozostały i w momentach poważnych zagrożeń znajdo­wały swe ujście.

W kulminacyjnym momencie Bitwy War­szawskiej III KK walczył daleko na zacho­dzie, na ulicach Płocka. Wycofywał się sprawnie i bez chaosu, ale często po star­ciach z Wojskiem Polskim dokonywał zbrod­ni. Sam Gaj przyznawał się później do zarą­bania przez jego oddział 500 jeńców. Nawet gen. Sikorski wydał rozkaz stosowania re­presji wobec kozaków kubańskich w odwe­cie za mordowanie żołnierzy i cywili. Zanim doszło do tragedii w Lemanie, III KK doko­nał już podobnych czynów pod Szydłowem i Chorzelami.

Ofiary

Polegli żołnierze pochodzili z Pułku Strzel­ców Kowieńskich, który na czas operacji warszawskiej podporządkowany został 15 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty. Kowno już w momencie powstawania II Rzeczypospoli­tej do niej nie należało – faktycznie było sto­licą Litwy. Jednak pułki „litewskie” w Woj­sku Polskim nie były niczym nienormalnym, bo wiele osób czuło się Polakami a pocho­dziło z Li­twy. W rze­czywistości powstawa­ły w Osowcu, Zambrowie i Białymsto­ku, w nie­wielkim od­daleniu od ziem, któ­rych nazwę nosiły.

Dowódz­two 15 Dy­wizji chęt­nie wysługiwało się Kowieńczykami, rzuca­jąc ich do najniebezpieczniejszych zadań: zdobywali Łomżę i Stawiski, dostali też do obsadzenia wysunięte nad granicę Wincentę i Leman. We wcześniejszych walkach wy­krwawili się na tyle, że zdatny do boju pozo­stał tylko jeden batalion. Teoretycznie zatem wchodzili w skład 59 Pułku Piechoty Wielkopolskiej i to on był głównym beneficjantem ich sukcesów.

Potyczka

24 sierpnia 1920 r. o godz. 14 jeden półbatalion Strzelców Kowieńskich pod dowódz­twem por. Obuchowicza wyruszył na Wincentę, zaś drugi z mjr. Żabą na czele udał się do Lemana. Pod Wincentą wywiązała się poważniejsza potyczka, na skutek której wyparto sowietów na terytorium Niemiec, lecz stracono dużo czasu i oddział Obucho­wicza po zbłądzeniu na leśnych ścieżkach zamiast połączyć się w Lemanie z resztą ba­talionu wrócił na noc do Wincenty. Rankiem następnego dnia pod Lemanem pojawiły się pierwsze oddziały radzieckiej kawalerii.

Major Zygmunt Żaba mimo posiadania zaledwie połowy zakładanych sił rozpoczął działania obronne. Strzelanina wywiązała się około godziny 9. Pierwsze natarcie spieszo­nej kawalerii nie przyniosło sukcesu, jednak mjr Żaba widząc, że nieprzyjaciel okrąża go, wydał rozkaz odwrotu. W Lemanie pozostał jedynie pluton osłonowy liczący 55 żołnie­rzy. Oddział ten. jak Spartanie pod Termopilami, pozwolił reszcie batalionu na odejście bez strat, sam jednak po nieudanej próbie przebicia się z okrążenia został przez koza­ków wyrżnięty. Zacytuję słowa Gaja: XV Dy­wizja Kawalerii rozpaczliwie rzuciła się do szarży i wycięła w pień tych 400 piechurów polskich. Jeńców już nie brano.

Co działo się później nie jest już tak jasne. Na pewno jednak 59 pp dostał rozkaz nocne­go ataku na Leman, który zwieńczony został sukcesem. Zdobyto 4 działa i 30 karabinów maszynowych, jednocześnie jednak wypar­ci za granicę Sowieci rozpoczęli ostrzał z terytorium Prus, w wyniku którego po stronie polskiej padło kilkudziesięciu zabitych i ran­nych, w tym dwóch dowódców kompanii. O świcie 26 sierpnia przy pomocy 62 pp zlikwi­dowano resztki wrogich wojsk na polskim terytorium, zaś Niemcy wreszcie rozbroili kozaków w Prusach. Bitwa dobiegała końca.

Bitwa się skończyła, kozaków wyparto na terytorium Prus, a na placu boju pozostały zwłoki 45 żołnierzy, głównie z Kowieńskiego Pułku Strzelców. Rannych też było wielu. Ofiary to w wojnie rzecz normalna, a strata pół setki ludzi w zamian za wyeliminowanie całego korpusu wrogich wojsk jest niewiel­ka – i tak to oceniało dowództwo. Przez naj­bliższe dni w ogóle nie zastanawiano się nad tym, czy byli to polegli w walce, czy też ofia­ry zbrodni wojennej, przynajmniej na pozio­mie armii.

Kiedy jednak okazało się, że zagrożenie minęło, a stacjonująca w Kolnie 15 Wielko­polska Dywizja Piechoty jedynie oczyszcza­ła okoliczne lasy z maruderów i niedobitków, sięgnięto po trupy żołnierzy w celach propa­gandowych. Uroczyście przewieziono zwło­ki z Lemana do Kolna i złożono na miejsco­wych cmentarzach; większość na parafialnym, ale dwie osoby wyznania mojżeszowego powędrowały na kirkut. Oprawa godna była największych bohaterów, którymi niewątpli­wie żołnierze owi byli, uczestniczyli w tym również dziennikarze. Znane powszechnie zdjęcie z kolneńskiego cmentarza przedsta­wia zwłoki niemiłosiernie stłoczone – na powiększeniach widać, że to nie przypadek. Większość bowiem żołnierzy zginęła od kuli, lecz ci, którym dane było zginąć od bagnetu czy szabli, powędrowali na pierwszy plan. Tworzyło to wrażenie, że rozsiekano wszyst­kich. A może rzeczywiście bolszewicy znę­cali się nawet nad zwłokami?

W każdym bądź razie mimo, że ofiar spod Lemana nie było dużo, stały się one słynne. „Kurier Ilustrowany” zamieścił owo zdjęcie wraz z powiększeniem fragmentu, na którym wyraźnie widać odciętą głowę oraz zmasakrowaną kilkukrotnymi cięciami twarz. Całość obdarzono wymownym tytułem odnoszącym się do kultury bolszewików i notatką mówią­cą, że wszyscy ci żołnierze wraz z pięcioma cywilami zostali wzięci do niewoli, następnie rozebrani i rozsiekani szablami. Ten scena­riusz miał rzeczywiście miejsce pod Chorzelami, ale stamtąd gazety nie miały zdjęć, więc „dokoloryzowano” zdarzenia pod Lemanem. Władze wszelkiego rodzaju, mając oparcie w artykułach prasowych, interesowały się po­ległymi Kowieńczykami, zapominając o in­nych żołnierzach poległych przy wyzwala­niu Kolna i okolic. W związku z tym, tylko oni doczekali się w krótkim czasie okazałego, jak na ówczesne możliwości, pomnika. Loka­lizacji grobów pozostałych żołnierzy dziś możemy się jedynie domyślać.

Zacieranie śladów

Czczenie jednych, a zapominanie o pozo­stałych poległych trwało do końca istnienia niepodległej Rzeczypospolitej. Po ponow­nym wkroczeniu Armii Czerwonej we wrze­śniu 1939 r. sytuacja uległa radykalnej zmia­nie – teraz już o ofiarach w ogóle nie można było mówić, teraz czczono rzeczywistych morderców. Prawdopodobnie pomnik na sta­rym cmentarzu został w jakiś sposób uszko­dzony lub przesłonięty. Niestety nic dokład­nego w tej kwestii nie udało mi się ustalić. Kłamstwo w żywe oczy sprzyjało jednak kształtowaniu się nowego oblicza legendy – w domach po cichu mówiono dzieciom, jak bolszewicy katowali jeńców, ale o poległych wraz z nimi Żydach zapominano. A przecież byli żołnierzami tego samego batalionu…

Po tzw. „wyzwoleniu” i umocnieniu się „władzy ludowej” w grę weszło chyba najperfidniejsze zakłamanie. Pomnik ofiar spod Lemana zasłonięto płytą głoszącą, że jest to Grób Nieznanego Żołnierza! W ten sposób cześć okazywaną dawnym obrońcom Ojczy­zny skierowano w próżnię. No bo tak jak ten żołnierz miał być nieznany, tak samo niezna­ne miały być osoby, które zadały mu śmierć.
Powtarzanie sloganów o nieznanych obroń­cach niewiadomo dlaczego przez dziesięciole­cia niestety odniosło spodziewany skutek. Dziś, mimo przywrócenia oryginalnego brzmienia napisu na płycie pomnika, nikt wła­ściwie nie wie, kim są ci polegli…  .

Obłędem zaś jest już to, że nawet naukow­cy piszący o wojnie 1920 roku na naszych terenach sami nie wiedza o czym piszą. Naj­częściej bowiem podaje się, że pod Lema­nem kozacy wycięli batalion piechoty z pol­skiej Brygady Syberyjskiej, która w rzeczy­wistości nadeszła tu dwa dni po masakrze.

Jacek Karol Stachelski, Miesięcznik Kolneński, nr 18

 

Zdjęcie wykonane zostało najprawdopodobniej na terenie Cmentarza Parafialnego w Kolnie (tzw. Stary Cmentarz). Przedstawia ono chwilę pogrzebu – zwłoki żołnierzy poległych w bitwie pod Lemanem w sierpniu 1920 r. w otoczeniu żołnierzy i lokalnej ludności.

 

 

 

 

 

 

 

 

Kolno. Pomnik zamordowanych pod Lemanem w 1920 r.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

źródło: http://kolnoteka.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=76:nr-cazk-00022-zdjcie-z-pogrzebu-onierzy-polegych-w-bitwie-pod-lemanem-1920-r&catid=26:zdjcia-osob&Itemid=27

No Comments

Post A Comment